Niedawno byli w IV lidze, dzisiaj zagrają w finale Ligi Europy

autorstwa Jakub Starzyk, 2 lata temu

9 lat temu najbardziej utytułowany klub na świecie rozbijał się po zapomnianych prowincjach w IV lidze szkockiej. Ich historia jak na dłoni pokazuje, że kompleksy mogą wpędzić do grobu. Dzisiaj nastało ukoronowanie ich życia po śmierci. O godzinie 21 w Sevilli Glasgow Rangers w finale Ligi Europy zmierzą się z Eintrachtem Frankfurt.

[the_ad id=”3886″]

Szkocki futbol bez Rangers FC to jak włoski bez Juventusu. W roku 1872 byli wśród założycieli Scottish Football League, pierwszej organizacji piłkarskiej w Szkocji. Przez 140 lat grali w najwyższej klasie rozgrywkowej. Do momentu, gdy w 2012 roku zostali zdegradowani do IV ligi za niewypłacalność. Genezy problemów pieniędzmi należy upatrywać dwie dekady wcześniej, kiedy właścicielem klubu został David Murray. To on poprzysiągł, że każdy funt wydany przez Celtic to 5 funtów z kasy Rangersów.

Jaka piękna katastrofa – chciałoby się powiedzieć. Od momentu przejęcia klubu z Glasgow przez szkockiego biznesmena „Jasnoniebiescy” wygrali dziewięć tytułów mistrza Szkocji z rzędu. Rywalizacja pomiędzy Rangersami a Celtikiem to nie tylko wióry lecące na boisku, wygrana w derbach czy ilość trofeów w gablocie. Konflikt pomiędzy kibicami futbolu ma podłoże religijne, do tego stopnia, że gdy Alex Ferguson dołączył do pierwszej drużyny Rangersów, musiał gęsto tłumaczyć ze związku małżeńskiego z katoliczką. Sytuacja jest świetnie przedstawiona w filmie dokumentalnym „Sir Alex Ferguson: Never Give In”. Z pewnością pamiętacie też Artura Boruca, który paradował w koszulce Jana Pawła II. Protestanci nie uznają głowy Kościoła Katolickiego.

W 1995 roku Rangers pobili swój rekord transferowy. Ściągnęli krnąbrnego Paula Gascoigne’a za 4,3 mln funtów. Gwiazdor dostał, jak na tamte czasy, autonomiczną tygodniówkę – 15 tys. funtów.

Dopiero w 1998 roku Celtic przerwał dominację klubu zza miedzy, co pociągnęło Murray’a do odważnej, pionierskiej i opłakanej w skutkach decyzji. Zatrudnił pierwszego zagranicznego trenera w historii klubu – Dicka Advocaata. Za rządów Holendra w trzy lata wydano 83 mln funtów. Klub pomału zaczął staczać się w finansową przepaść.

Dopiero w 2011 roku zrobiło się głośno o bankructwie. Zadłużenie rosło, media przebąkiwały, że to zaledwie 14 mln funtów i klub szybko się wywinie. Rzeczywistość była brutalna. By klub nie upadł, za symboliczną złotówkę przejął go Craig Whyte, który też… się zadłużył. Okazało się, bowiem, że w celu ratowania klubu Whyte wziął pożyczkę z banku pod dochód ze sprzedaży karnetów i awansu do Ligi Mistrzów, którego nie udało się osiągnąć. Sprawozdanie finansowe klubu uwidoczniło, że realne zadłużenie wynosiło 134 mln funtów.

Rangersi musieli ogłosić bankructwo. Władze ligi nie dały im licencji na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Klub musiał szukać szczęścia w niższych ligach. Odbudowa legendy zaczęła się od walki w IV lidze. Minęły cztery lat, Rangersi w tym czasie wywalczyli trzy awanse. Hucznie wrócili do Premiership, bo w pierwszym sezonie zajęli miejsce na podium.

W 2018 roku wrócili do europejskich pucharów. Zajęli trzecie miejsce w fazie grupowej Ligi Europy. W 2019 roku zaczynają się polskie akcenty – wyeliminowali z eliminacji Ligi Europy Legię Warszawa dzięki jednemu trafieniu w dwumeczu i dotarli aż do 1/8, lepszy okazał się Bayer Leverkusen. Rok później w fazie grupowej dwukrotnie pokonali Lech Poznań i znów zatrzymali się na 1/8 ze Slavią Praga.

Ścieżka do finału tegorocznej edycji Ligi Europy, dzięki mistrzostwu Szkocji, co warto podkreślić – pierwszym od upadku, wiodła przez kwalifikacje do Ligi Mistrzów. W 3. rundzie kwalifikacji lepsze okazało się szwedzkie Malmö. Awans do Ligi Europy zapewniło Rangersom wyeliminowanie Alszertu Erywań. W fazie grupowej mierzyli się z Lyonem, Spartą Praga, Brøndby i zajęli 2. miejsce. W drodze do finału pokonywali dwa niemieckie kluby – Borussię Dortmund w 1/16 i w półfinale RB Lipsk. Lepsi byli też od Crveny Zvezdy Belgrad w 1/8 i od Bragi w ćwierćfinale.

W kadrze Rangerów znajdziemy polski akcent, ale bez szans na grę w wielkim finale. Mateusz Żukowski odkąd jest w Glasgow, zaliczył zaledwie 90 minut w Pucharze Szkocji.