Łukasz Gikiewicz w rozmowie udzielonej Tomaszowi Ćwiąkale zarzucił oszustwo swojemu byłemu agentowi, Markowi Citce. Były reprezentant Polski zabrał głos w rozmowie z „Przeglądem Sportowym Onet”. – Zwodził mnie bardzo długo, prawie 2 lata, więc musiałem iść do sądu przy PZPN. Gdybym poszedł na całość, on musiałby zapłacić około 80 tys euro – stwierdził.
Łukasz Gikiewicz w udzielonym wywiadzie Tomaszowi Ćwiąkale wspomniał: „Miałem Marka Citko jako agenta w Śląsku Wrocław. On powie, że mnie nie oszukał. Ja wiem, że on mnie oszukał. Podpisałem papier in blanco. Miałem wtedy dziewiętnaście lat i byłem głupi, zaufałem, bo otwierał bagażnik i dawał buty Nike’a. Tak działają agenci, no niestety za głupotę się płaci i zapłaciłem”.
W umowie zawartej pomiędzy Citką a Gikiewiczem miał znajdować się zapis, który uniemożliwiał napastnikowi zmianę barw klubowych. Każde jego złamanie skutkowało karą finansową.
Łukasz Gikiewicz to piłkarski obieżyświat. Wielokrotnie zmieniał zespoły, ligi, a nawet kontynenty. Można przypuszczać, że odszkodowanie wypłacone Citce mogło być gigantyczne. -Był zapis, że za każdy zmieniony klub muszę zapłacić karę. Chyba tam było za każdy klub około 20 tys. euro i zapłaciłem 80 tys., no przegrałem – mówił w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą.
Do rozmowy natychmiast odniósł się Marek Citko, do którego zadzwonił „Przegląd Sportowy Onet”. Były reprezentant Polski zdradził, że nie zależało mu na podpisaniu kontraktu menadżerskiego z Łukaszem, a Rafałem, ale za namową ojca wziął pod swoje skrzydła także napastnika.
Były menadżer Gikiewiczów zaznaczył, że dobierał Łukaszowi kluby ponad jego miarę. – Załatwiłem mu umowę z Polonią Bytom. Po jakimś czasie zadzwonili do mnie z klubu, żebym go zabrał, bo on tylko chodzi i jątrzy, na wszystko narzeka.
Odniósł się także do kwestii finansowych. – Potem był w Śląsku Wrocław, gdzie miał dobry kontrakt, a i tak narzekał, że mało. I jeszcze jedna rzecz. On jest z października, przechodził tam, zanim skończył 23 lata, więc trzeba było zapłacić za niego ekwiwalent. 50 tys. wyłożył Śląsk a 60 tys. ja z mojej prowizji. Więc jak dziś słyszę, że go oszukałem na pieniądzach, to po prostu nie mogę uwierzyć, jak można być takim niewdzięcznikiem – mówi Citko.
Citko twierdzi, że pomagał mu, jak tylko mógł, załatwiając operację i rehabilitację w najlepszych klinikach. Po czym zapytał retorycznie: – Skoro byłem takim złym agentem, to dlaczego dwukrotnie przedłużał ze mną umowę?
Obaj panowie zerwali współpracę w 2013 roku, gdy napastnik przeszedł ze Śląska Wrocław do Omonii Nikozja. – Poszedł na własną rękę na Cypr. Zrobił to za moimi plecami, choć mieliśmy ważną umowę. Zaproponowałem więc, żeby zapłacił mi jedną pensję i nie będzie tematu. To ok. 15 tysięcy euro. Oczywiście zwodził mnie bardzo długo, prawie 2 lata, więc musiałem iść do sądu przy PZPN. Gdybym poszedł na całość, on musiałby zapłacić około 80 tys euro. Jego prawnik to wiedział i zaproponował ugodę, Zgodziłem się na 15 tys. euro i nasze drogi się rozeszły – twierdzi Marek Citko.
Na koniec mocno uderzył w Łukasza Gikwiewicza. – Nie umiał grać w piłkę, ale miał dobrze ułożoną stopę i dobry „tajming” jeśli chodzi o grę w powietrzu. I to sprawiło, że jakieś bramki strzelał. Gdyby jednak ojciec na mnie tego nie wymusił, nie podpisałbym z nim umowy i nigdy by się z tej 3. ligi nie wygrzebał – podsumował.