Były reprezentant Polski żyje za 1350 zł miesięcznie. „Jedną czwartą wydaję na leki”

autorstwa redakcja, 12 miesięcy temu

Piotr Soczyński w barwach reprezentacji Polski rozegrał 30 spotkań. Dzisiaj znalazł się na zakręcie, stracił wszystkie oszczędności, jak przyznaje w rozmowie z „Faktem” musi żyć za 1350 zł i jedną czwartą z tego wydaje na leki. Były piłkarz ŁKS-u czy Fenerbahce wyznaje, co doprowadziło go na margines.

Piotr Soczyński ma na koncie 30 meczów w reprezentacji Polski, zdobył w nich jedną bramkę. Jednak 25 z nich to mecze towarzyskie. W Ekstraklasie łącznie rozegrał 189 gier w barwach ŁKS Łódź, Olimpii Poznań i Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski.

W najlepszym momencie w karierze reprezentował barwy Fenerbahce Stambuł. Teraz wspomina te czasy z łezką w oku. Znalazł się na zakręcie. Żyje z zasiłku rehabilitacyjnego. – Z tych 1350 zł jedną czwartą wydaję na leki. I ciągle z tyłu głowy mam, że kiedyś zasiłek się skończy – otwiera się przed dziennikarzem „Faktu”.

Nic tego nie zapowiadało. Wydawało się, że wszystko idzie we właściwym kierunku. Pieniądze zarobione w Turcji Soczyński zainwestował w biznes. Razem z sąsiadem otworzył ekskluzywną restaurację w Poznaniu. Wszystko świetnie się układało, do momentu. – Wspólnik mnie oszukał. Straciłem wszystko to, co zarobiłem na piłce. Na dzisiejsze pieniądze cztery, może nawet pięć milionów złotych. Zacząłem topić smutki w wódce – wyznaje.

Piotr Soczyński mieszka z matką w podeszłym wieku w Łodzi. Na co dzień zajmuje się nią, a na domiar złego sam walczy o życie. W listopadzie zeszłego roku przeszedł kilkunastogodzinną operację serca. – Bolała mnie głowa. Czułem się słaby. W końcu poszedłem do lekarza. Dostałem skierowanie na badania, po których usłyszałem wyrok. Okazało się, że mam dwa tętniaki na sercu i w jego okolicach. Lekarz powiedział, że muszę bardzo uważać, bo noszę w sobie bombę. Gdy mi skoczy ciśnienie, tętniaki mogą pęknąć. Zakazano mi gwałtownych ruchów. Nie mogłem nic dźwigać. Medyk ostrzegł, że nawet pilot do telewizora jest dla mnie za ciężki – wyjawia w rozmowie z „Faktem”

– Czuję się źle. Ani nic dźwignąć, ani wypić piwka. Przez pół roku muszę chodzić w gorsetowej kamizelce. Żeby zrosły się rany. Rozcięcie przez całą pierś i drugie takie samo w pachwinie – dodaje.

– Na sobie przekonałem się o prawdziwości starej ludowej mądrości, że człowiek całe życie się uczy, a głupi umiera – podsumowuje.