Jerzy Brzęczek przybity po spadku. „Brakowało liderów”

autorstwa redakcja, 2 lata temu

Po 26 latach Wisła Kraków opuści najwyższą klasę rozgrywkową w Polsce. Radomiak Radom odwrócił losy meczu z 0-2 na 4-2. To oznacza, że piłkarze Wisły pierwszy raz w XXI wieku żegnają się z Ekstraklasą. Po spotkaniu ogromnego rozgoryczenia nie krył trener „Białej Gwiazdy”, Jerzy Brzęczek. – To coś strasznego dla klubu i kibiców – mówił na antenie Canal+ Jerzy Brzęczek.

[the_ad id=”3886″]

Jerzy Brzęczek nie był w stanie uratować Ekstraklasy dla Wisły Kraków. W dotychczasowych 13 meczach pod wodzą byłego selekcjonera kadry Polski Wisła wygrała tylko 1 z 13 meczów. Nie tłumaczy go nic. Wiślacy nie byli w stanie wygrać m.in. z Olimpią Grudziądz, Górnikiem Łęczna, Śląskiem Wrocław czy Jagiellonią Białystok.

Spadek hegemona rozgrywek Ekstraklasy z początku wieku jest ciężki do pojęcia przez wielu widzów polskiej piłki. O 18:30 nic nie zapowiadało spadku „Białej Gwiazdy”, bowiem Wiślacy prowadzili już dwoma bramkami w starciu z Radomiakiem Radom. Dopiero wprowadzenie Karola Angielskiego i jego trzy bramki spowodowały, że krakowianie stracili wiarę w zmianę rezultatu. W końcówce stracili resztkę nadziei przez gola wbitego przez byłego wiślaka, Dawida Abramowicza.

Po meczu Jerzy Brzęczek na antenie Canal+ w programie „Liga+ Extra” stanął w ogniu pytań. Nie chciał rzucać słów na wiatr i specjalnie wychodzić przed szereg szukając przyczyn spadku i fatalnej gry, ale zdradził kilka fundamentalnych braków, przez które Wisła Kraków znikła z elity piłkarskiej.

Szkoleniowiec został zapytany przez Bartosza Glenia z Canal+ o to, co wydarzyło się z Wisłą w drugiej połowie po zdobyciu gola na 0-2. – To jest ciężkie do wytłumaczenia. Prowadzimy 2:0 i wydaje się, że wszystko jest pod kontrolą. Tracimy bramkę kontaktową i przestajemy żyć na tym boisku. Przestajemy kontrolować sytuację. Następne ciosy spowodowały, że zawodnicy nie wiedzieli, w jaki sposób mają się zachowywać. To jest straszne. Mając mecz o życie, w takiej sytuacji, kiedy spotkanie układa się bardzo dobrze, doprowadzamy do takiej katastrofy – ocenił Brzęczek.

Trener „Białej Gwiazdy” odkąd objął stery w Krakowie, tylko lekko skorygował grę zespołu. Pod wodzą Brzęczka Wisła wygrała zaledwie jedno spotkanie, a rozegrała ich aż 13. Wiślacy już pod jego wodza odpadli z Pucharu Polski z III-ligową Olimpią Grudziądz. – Biorę te wyniki na siebie. Przychodząc do Wisły Kraków, miałem świadomość jak trudna to będzie sytuacja. To jedno zwycięstwo, to jest zdecydowanie za mało. To nie oznacza, że w poprzednich spotkaniach, tak samo jak dzisiaj, nie powinniśmy zdobyć więcej punktów. Na to złożyło się wiele czynników, które doprowadziły do tej sytuacji. Ale jako trener Wisły Kraków ja biorę za to odpowiedzialność – skwitował Brzęczek.

Brzęczek otrzymał pytanie o to, czy pozostanie trenerem Wisły Kraków. Wcześniej zapowiadał, że nie nie ma zamiaru uciekać nawet w przypadku spadku. – Jesteśmy wszyscy rozczarowani. To nie jest łatwa sytuacja, ale nie chcę rozmawiać na temat zawodników i na temat mojej przyszłości. To, co się wydarzyło to coś strasznego dla klubu, kibiców, którzy fantastycznie wspierali drużynę – powiedział.

Chwilę później ocenił krótko, czego zabrakło Wiśle Kraków do utrzymania. Według niego w zespole zabrakło prawdziwego lidera. – Z mojej strony jest niedosyt i wściekłość. Nie zarzucając tego, że w tych poprzednich meczach piłkarze nie chcieli i nie było zaangażowania, ale ta sytuacja z dzisiaj jest trudna do wytłumaczenia i zaakceptowania. Brakowało zawodnika, który w decydujących momentach potrafi na boisku wziąć odpowiedzialność, krzyknąć. W wielu spotkaniach to było decydujące. Z jednej strony były mecze, których nie potrafiliśmy zamknąć, a w innych traciliśmy bramki w ostatnich sekundach spotkania – dodał.

Przybity Jerzy Brzęczek w podobny sposób odpowiedział na pytanie, czy z perspektywy czasu nie żałuje podjęcia pracy w Wiśle Kraków. – Najłatwiej było powiedzieć „po co i na co”. Trzeba zachować obiektywizm w tej sytuacji. Nie było łatwo, kiedy traciliśmy bramki w doliczonym czasie gry. Z Lechem, gdyby bramka na 2:0 została uznana, to byśmy wygrali. Byliśmy bardzo blisko punktów, a koniec był taki, że zostawało jedno „oczko”. To było trudne, żeby potem przetrwać i zmotywować zawodników. Dzisiaj to, co się wydarzyło to podsumowanie. Były momenty na boisku, kiedy przeciwnik zdobywał przewagę i brakowało wtedy liderów. Zawodników, którzy wzięliby to w swoje ręce.

Na koniec Brzęczek zdradził, jak wyglądała szatnia drużyny tuż po meczu w Radomiu. – Było milczenie, potem ja przekazałem swoje słowa. Ale wszyscy, którzy przeżyli taki moment, zdają sobie sprawę, jaka panuje atmosfera w szatni i jak to teraz wygląda. To nie jest przyjemny widok. Ale to jest element piłki nożnej – skwitował.