Rafał Gikiewicz wrócił do Wrocławia po 10 latach, tym razem w barwach Widzewa. Nie będzie wspominał tego występu dobrze, bowiem przyczynił się do porażki 1:2. Po meczu w rozmowie z portalem „Śląsknet.com” wrócił do rozstania z wrocławianami i zapowiedział, że wkrótce kończy się jego 12-letni zakaz wypowiadania się nt. klubu, a wtedy „będę mógł kilka osób pogrzebać”.
Rafał Gikiewicz po krótkiej przygodzie w tureckim Ankaragucu wrócił do Polski po niemal dekadzie gry za ganicą, podpisując kontrakt z Widzewem Łódź. Z miejsca wywalczył miejsce w pierwszej jedenastce.
W sobotnie popołudnie wrócił do Wrocławia, z którym ma dobre wspomnienia – to tu święcił największe triumfy w karierze, zdobywając mistrzostwo Polski oraz Superpuchar. Jednak nie będzie miło wspominał spotkania 23. kolejki PKO Ekstraklasy. Oprócz wyzwisk skierowanych w jego kierunku z trybun, bramkarz zaliczył duży błąd przy pierwszej bramce dla gospodarzy, gdy wychodząc do centry, sfaulował zawodnika Śląska i sędzia podyktował rzut karny.
Po meczu głośno było o błędach sędziów. Gikiewicz otwarcie skrytykował ich pracę. – Jak bramkarz robi błąd, to od razu przegrywasz. Ale jak sędziowie się mylą, to się nic nie dzieje – mówił w pomeczowym wywiadzie.
W opublikowanej w niedzielę rozmowie z portalem „Śląsknet.com” wrócił na moment do rozstania ze Śląskiem Wrocław. Przypomnijmy, że nie odchodził ze stolicy Dolnego Śląska w oparach skandalu – bramkarza odesłano do rezerw po rękoczynach z Przemysławem Kaźmierczakiem. Chwilę później zdecydował się na ucieczkę z klubu. W tym celu oszukał włodarzy klubu. – Spotkałem się z prezesem Śląska i przeobraziłem się w aktora. Powiedziałem: „Nasze dziecko ma dopiero rok, ale moja żona boryka się z depresją. Przechodzimy bardzo trudny okres i jeśli będę musiał zostać, to mogę stracić żonę oraz dziecko”. Uroniłem do tego kilka łez – powiedział przed kiedyś, teraz cytowany przez portal „Śląsknet.com”.
W niedzielnej rozmowie dla portalu kibiców Śląska zdradził, że wkrótce skończy się „12-letni zakaz wypowiadania” dot. klubu. – Jak powiem, co prezes Żelem i Śląsk mi zrobili, to wtedy okaże się, że to ja jestem pokrzywdzony, a nie Śląsk. Mało kto wie, że ten zakaz mój wypowiadania się jeszcze obowiązuje, więc to nie jest tak, że mam coś do stracenia, tylko Śląsk – stwierdził.
– Jak skończę grać, to kilka osób odpowie za to, co chciało mi zrobić. To ja zostawiłem swoje pieniądze i zakaz wypowiadania się na niektóre tematy, a nie Śląsk. Trochę to jest śmieszne, że ludzie, których w 2012 roku nie było na stadionie, a teraz mają po 15-18 lat, jak im ktoś coś krzyknie, to idą za tłumem i mnie wyzywają. Gdyby było im to wytłumaczone, jak to było, to by zrozumieli, że to Śląsk zaoszczędził na moim odejściu, a nie w drugą stronę – dodał.
Gikiewicz odniósł się do inwektyw sączących się z ust kibiców Śląska Wrocław w jego kierunku w trakcie sobotniego spotkania. – Nie chcę nazywać tych paru osób na trybunach idiotami, ale ich zachowanie było średnie. (…) Zdobyłem z tym klubem mistrzostwo i Superpuchar Polski, grałem w eliminacjach do Ligi Mistrzów i nie jest miło słyszeć, że zamiast skandowania mojego nazwiska mnie wyzywają. Jestem piłkarzem i nie na jednym stadionie to słyszałem, ale miłe to nie było. Jak przyjdzie odpowiedni czas, to będę mógł kilka osób „pogrzebać”. Radzę lekką powściągliwość, bo może być grubo – stwierdził bramkarz Widzewa.