Zaczynali od IV ligi, ale udało się. Widzew Łódź wrócił do Ekstraklasy po długich ośmiu latach. Tak duży przeskok może okazać się szokiem dla finansów dla i tak dobrze zbilansowanego RTS-u. Prezes Mateusz Drożdż stwierdził: „jestem przerażony wynagrodzeniami zawodników. Nie jesteśmy w stanie płacić takich pieniędzy, jakie wydała Cracovia”.
[the_ad id=”3886″]
Widzew Łódź wrócił do Ekstraklasy po długiej przerwie. Ekipa Janusza Niedźwiedzia przypieczętowała awans w ostatniej kolejce, w której pokonała Podbeskidzie Bielsko-Biała 2-1. Gra w elicie oznacza też spore zmiany w strukturach finansowych łodzian. Wszystko po to, aby nadążyć za klubami w lidze.
W środę 1 czerwca prezes Widzewa Łódź omówił plany klubu na przyszły sezon i podsumował poprzedni podczas konferencji. Sternik RTS-u otwarcie mówi, że klub nie będzie miał łatwo nawiązać finansową rywalizację w Ekstraklasie.
– Patrzymy na to, co dzieje się na rynku transferowym. Nie było mnie w tej lidze trzy lata (wcześniej prezes Zagłębia Lubin – przypomnienie), jestem przerażony wynagrodzeniami zawodników. Nie jesteśmy w stanie ani zapłacić takich pieniędzy, jakie wydała Cracovia za Patryka Makucha, ani nawet połowy wynagrodzenia, które tam dostaje. Dbamy o finanse klubu i nie zamierzamy popełniać błędów innych beniaminków. Chcemy zespół wzmocnić i zdajemy sobie sprawę, że utrzymanie nie będzie proste – otwarcie przyznał prezes Widzewa Łódź.
Sternik łodzian podsumował również miniony sezon 1. ligi, który zakończył się ich awansem. – Sukces sportowy jest znaczący. Spełniliśmy marzenia o ekstraklasie, ale przed nami wiele. Widzew jest nadal na etapie budowy. Zajmowaliśmy walką o awans, ale pion sportowy przyjął też strukturę kadrowo-płacową, której się trzymamy – skwitował.