Wokół Stadionu Śląskiego przed meczem ze Szwecją decydującym o awansie na katarski mundial w powietrzu unosiła się woń strawionego bimbru od szwagra, dopijanego piwa o patriotycznej biało-czerwonej etykiecie „skitranego gdzieś w kiermanie” przed policją. Pod nogami szeleściły małpki pozostawione na pastwę losu, często już porozbijane. „Nie ma futbolu bez alkoholu” – krzyczał jeden z kibiców w czapce z husarskimi skrzydłami z logiem jednego z browarów. W Katarze za wychylane procenty można trafić za kratki. Jak będzie podczas mistrzostw świata?
Europejska kultura stadionowa to kultura pijaństwa
Pije się wszędzie. Na San Siro, przy Reymonta 22, na Goodison Park. Nieistotne, czy gra reprezentacja, czy Radomiak Radom z Zagłębiem Lubin. Różni się tylko sposób dozowania. Od nieśmiałego pociągania smakowej setki na ławce przy blokowisku przed meczem Ekstraklasy przez kultowe przesiadywanie w brytyjskim pubie w okolicy stadionu po gnieżdżenie się z piwem w ręku wokół food-trucka pod Stadio Olimpico (nieważne którego). Do tego piwo na stadionie, często na dobicie, i można zasiadać do meczu.
W Polsce mecz to jak wyjście do knajpy. Nie mamy szczególnie wysublimowanej kultury przeżywania widowisk sportowych. Liczą się bardziej emocje niż taktyka, ustawienie, czy też analiza poszczególnych zagrań, co widać zwłaszcza w sektorach VIP i na najdroższych sektorach polskich stadionów. Być może ma to związek z naszym szóstym zmysłem. W końcu „w tym kraju pijesz, gdy się cieszysz, pijesz, gdy jesteś smutny, ludzie zmienili miłość do życia w miłość do wódki” – jak nawijał Pezet.
Nie idealizowałbym Zachodu. Anglicy znani są ze swoich reprezentacyjnych dokonań, syfu, burd i pijaństwa. To, co zrobili podczas finału Euro 2020 na Wembley woła o pomstę do nieba, gdzie nie dość, że przed meczem chuligani bez biletów sforsowali bramy stadionu, to jeszcze po nim nie mogąc przełknąć goryczy porażki, w brutalny sposób pobili kibiców z Włoch. Jednak rzeczywistość nieodświętna jest zupełnie inna. Na meczu Premier League bardzo ciężko uświadczyć kogoś o błędnym spojrzeniu. Przed meczem Serie A nikt od nadmiaru procentów nie kiwa się jak Dino Baggio.
Alkohol w Katarze jest nielegalny
Szariat wyznacza prawo w Katarze, które jest nieubłagane dla fanów procentów. Niektóre kraje europejskie prowadzą bardziej liberalną politykę względem narkotyków miękkich niż Katarczycy w kwestiach alkoholowych. Za spożywanie na wolnym powietrzu można trafić nawet za kratki na pół roku albo zapłacić 3 tysiące riali grzywny, co w przeliczeniu daje niemal 3,5 tys. złotych. Spragnieni muszą szlajać się po klubach nocnych lub hotelach, a jego cena przyprawia o białą gorączkę – butelka piwa to koszt około 60 złotych.
Sponsorzy a sprawa Kataru
„Prawdopodobnie najlepsze piwo na świecie”, „Boniek trzyma Tyskie za zwycięstwo” – nim naszą przestrzeń medialną zaśmiecą podobne reklamy, FIFA wywiera presję na katarski rząd, starając się wymusić zalegalizowanie złocistego trunku zwłaszcza na trybunach. Futbolem rządzą pieniądze, a sponsor główny – marka piwa Budweiser – nie dopuszcza możliwości ograniczenia sprzedaży swojego napoju tylko do stref kibica.
W 2020 roku podczas Klubowych Mistrzostw Świata organizowanych w Doha w finale Liverpool podejmował Flamengo, Katarczycy byli przygotowani na najazd angielskich kibiców, spożywanie alkoholu było możliwe tylko w strefie kibica, która była usytuowana 20 km od centrum miasta. Półlitrowe piwo kosztowało ok. 28 złotych. Zapewne podczas mistrzostw świata będzie podobnie. Katarczycy niechętnie naginają swoje zwyczaje kulturowe.
Pić czy nie pić? Oto jest pytanie
Alkohol w zdominowanej przez mężczyzn kulturze kibicowskiej w priorytetach jest gdzieś między załatwianiem potrzeb fizjologicznych a świętowaniem bramki. Często jako Europejczycy uskarżamy się, że wyznawcy islamu próbują przywłaszczać naszą europejskość siłą. Pić albo nie pić? Na to muszą odpowiedzieć sobie sami kibice. To jak odpowiedź na pytanie – respektuję czy nie inną kulturę.