Marek Papszun po siedmiu latach pracy w Rakowie Częstochowa z własnej woli wylądował na bezrobociu. Teraz w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” tłumaczy, czemu nie podjął się walki o awans do Ligi Mistrzów. Wymienił konkretne przeszkody, z jakimi musiał się mierzyć w Częstochowie, które w konsekwencji wpuściłyby go na minę na drodze do piłkarskiego raju.
W nowym sezonie Raków Częstochowa przystąpi do obrony tytułu mistrza Polski z nowym sternikiem. Marka Papszuna zastąpił Dawid Szwarga. Byłego asystenta trenera Papszuna czeka niełatwa przeprawa w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Na start Raków zmierzy się z estońską Florą Tallin.
Nawet wizja awansu do najbardziej elitarnych rozgrywek na świecie nie przekonała do zmiany decyzji o opuszczeniu drużyny przez Marka Papszuna. W rozmowie z „Przeglądem Sportowym” wymienił konkretne trudności, które uniemożliwiłyby mu komfortowe mierzenie się oczekiwaniami kibiców. – Wizja kusząca, ale trzeba mieć lepsze narzędzia. Chodzi nie tylko o transfery. Mam tu na myśli jeszcze sprawy mniej widoczne: medyczne, regeneracji, diagnostyki, infrastruktury, problem ze stadionem. To wszystko sprawia, że musisz wykonać zdecydowanie więcej pracy. Jak porówna się to, co miał Raków do topowych klubów, to naprawdę ambitne oczekiwania – stwierdził były szkoleniowiec RKS-u.
48-latek nie po raz pierwszy stąpa mocno po ziemi. – Na pewno traktowałbym to w kategoriach kolejnego wyzwania niż marzenia. Żeby wejść do grupy w europejskich pucharach. Ostatnie dwie próby były nieudane. Teraz jest znacznie większa szansa, większe doświadczenie, łatwiejsza droga… Oczywiście tak naprawdę do tego awansu zabrakło nam sekund i żałowałem, ale może jest coś kosztem czegoś, może gra na jeden front ułatwiła nam zdobycie tytułu – zdradził w rozmowie z Markiem Wawrzynowskim z „Przeglądu Sportowego”.
Raków Częstochowa podejmie w pierwszym mecz eliminacji Ligi Mistrzów Florę Tallin na własnym boisku we wtorek 11 lipca. Rewanż w Estonii tydzień później.