Finał Ligi Mistrzów na podparyskim Stade de France na długo przejdzie do historii jako symbol nieporadności francuskich organizatorów piłkarskiego święta. Najpierw kibice Realu Madryt i Liverpoolu posiadający bilety na mecz wiele godzin czekali na szansę wejścia na stadion, by po meczu być terroryzowanymi przez miejscowych bandytów.
[the_ad id=”3886″]
Gdy wychodziłem ze stadionu, zauważyłem, że ktoś kradnie mi telefon z kieszeni. Goniłem go, ale za zakrętem dziesiątki dzieci z sąsiedztwa patrzyły na mnie z miną, która nic dobrego nie wróżyła. Wkrótce przyjechała policja, weszła do domu i wyprowadziła skutego złodzieja
Relacja kibica Realu Madryt
To tylko jedna z pomeczowych relacji z podparyskich dzielnic kibica Realu Madryt. Na Stade de France Real Madryt pokonał 1-0 Liverpool. Dopisał 14. trofeum Ligi Mistrzów na swoje konto. Finał rozpoczął się 36 minut później. UEFA poinformowała, że to przez spóźnienie angielskich kibiców, ale już teraz wiadomo – to tylko łatwa wymówka.
Minister sportu Francji, Amelie Oudea-Castera, powtarza za UEFA, że to fani z Liverpoolu są winni opóźnieniom. – To, o czym naprawdę musimy pamiętać, to fakt, że zamieszanie wywołała grupa brytyjskich kibiców klubu z Liverpoolu, którzy mieli fałszywe bilety lub nie mieli ich w ogóle. Kiedy przy wejściu na stadion było tak wiele osób, znaleźli się też młodzi ludzie z okolicy, którzy próbowali dostać się do środka mieszając się z tłumem – stwierdziła w rozmowie ze stacją RTL. Według minister kibice Realu Madryt byli bezproblemowi.
Wersja UEFA rozjeżdża się z tą prezentowaną przez kibiców, zarówno Liverpoolu jak i Realu, którzy twierdzą, że organizacja pozostawia wiele do życzenia. Wielu z nich tkwiło przed bramami stadionu z ważnymi biletami często po dwie godziny. Inni nie doczekali się wejścia przez chaos, który miał miejsce wokół Stade de France.
Fani „Królewskich” obecni na finale relacjonują to, co przeżyli, nie szczędząc mrożących krew w żyłach opisów:
Po finale w Paryżu rozpętało się piekło: To były armie bandytów polujących na kibiców
Podróż do Francji i finał Ligi Mistrzów w Saint-Denis to już film grozy, którego bohaterami były tysiące kibiców
Zaparkowaliśmy w okolicy, podszedł do nas jakiś facet, stanął przed nami i korzystając z Google translatora, powiedział do nas: czy wiecie, gdzie parkujecie? Zażądał od nas 50 € za ochronę vana. W końcu daliśmy mu 40, więc zrobił zdjęcie i wysłał je chyba swojemu gangowi
Nie było żadnych barierek ochronnych, każdy mógł wejść. Ci, których widziano, jak przeskakiwali przez płoty, to ludzie z sąsiedztwa, różnych ras, którzy przyglądali się wszystkim, obmacywali, szukali zegarków, telefonów komórkowych
To dopiero początek. Prawdziwie dantejskie sceny rozegrały się po meczu finałowym. Jak wiadomo – ciężej jest zejść z ośmiotysięcznika niż na niego wejść. Podobnie było w przypadku powrotu kibiców z Saint-Denis – dzielnicy owianej złą sławą – do centrum. Relacje dają świadectwo tego, jak fatalnie był przygotowany Paryż na przyjęcie setek tysięcy kibiców. Nie udźwignął przejęcia organizacji finału od Sankt Petersburga, który stracił ją przez rozpoczęcie wojny w Ukrainie.
Thierry Henry będąc w roli eksperta w studiu CBS Sports potwierdził, że w dzielnicy, w której został rozegrany finał Ligi Mistrzów, panują inne zwyczaje. – Stade de France znajduje się w Saint-Denis. To nie Paryż. Tak, oczywiście jest tuż obok Paryża, ale wierz mi, nie chcesz być w Saint-Denis. To nie jest to samo co Paryż – stwierdził legendarny napstnik.
Poszłyśmy z baru do metra. Setki ludzi z okolicy nas obserwowali, śledzili wszystkich kibiców, szukając czegoś, co można by ukraść. Bardzo się bałyśmy, podobnie jak setki kibiców obu drużyn
Kibice gromadzili się, by tworzyć tarcze i lepiej się bronić, nawet kibice Realu Madryt i Liverpoolu razem. Później dowiedziałem się, że wiele dziewcząt zostało rozebranych i okradzionych
Ludzie nie potrafią sobie wyobrazić, jak było. Polowały na nas armie rabusiów. Były bójki, napady, rozboje, pobicia. To był film grozy
Hiszpański dziennikarz Paul Rioja będący w centrum wydarzeń podzielił się nagraniem z paryskiego metra. „Po napadzie w metrze pojawił się policjant. Nic nie zrobił. Oddziel kogoś innego. Oburzenie mężczyzny (55-60 lat) i jego rodziny było niesamowite. Coś im ukradli i nic z tym nie zrobiono” – opisał jedną z sytuacji, których mogło być tysiące.