W ostatnich dniach powstały setki ckliwych laurek poświęconych Diego Armando Maradonie, próbujących wrzucić go w ramy, z których Argentyńczyk usilnie uciekał swoimi autodestrukcyjnymi zachowaniami. Jak wtedy, gdy w meczu Pucharu Króla, już w objęciach białego proszku, na oczach 100-tysięcy kibiców i króla Hiszpanii – odezwały się w nim demony.
24 września 1983 roku, w dniu meczu z Atletikiem Bilbao, Maradona odwiedził w barcelońskim szpitalu chłopca potrąconego przez samochód: – Diego, bądź ostrożny, będą na ciebie polować – słowa cytuje Jonathan Wilson w „Aniołowie o brudnych twarzach”. Przed kim ostrzegał mały pacjent?
Andoni Goikoetxea, baskijski rzeźnik, był zawodnikiem Athletiku Bilbao solidnie pracującym na swój przydomek zwłaszcza wśród piłkarzy Barcelony, najpierw przyczyniając się do zerwanych więzadeł Bernda Schustera, przez co Niemiec pauzował dziewięć miesięcy, później wykluczył z gry kolejnego artystę Blaugrany.
– Wszystko mi połamał – żalił się Diego Maradona po brutalnym wejściu Baska, za które sprawca został ukarany zaledwie żółtą kartką. „Zabrania się bycia artystą” – brzmiała na drugi dzień okładka dziennika Marca. Dla argentyńskiego wirtuoza kontakt z rzeźnikiem skończył się złamaną nogą. Rokowania lekarzy przewidywały aż do pół roku przerwy od kopania i tym samym koniec sezonu dla Maradony. Jednak skrócił czas rekonwalescencji do trzech miesięcy rzetelną pracą w gabinecie rehabilitacyjnym.
Wrócił w najlepszym możliwym stylu, zdobywając dwie bramki w meczu z Sevillą i jeszcze w tym samym sezonie zemścił się na Baskach, aplikując im dwie bramki w meczu ważnym z perspektywy walki o tytuł mistrza Hiszpanii. Ale mimo zwycięstwa 1:2 na San Mamés po mistrzostwo sięgnęła ekipa Goikoetxey, wyprzedzając Katalończyków zaledwie o jeden punkt.
Baskowie. Z nami nie pograsz
Atletic Bilbao słynie z unikalnej polityki kadrowej zabraniającej gry w zespole zawodnikom urodzonym poza Krajem Basków. Klub jest tubą tożsamościową baskijskiej mniejszości w Hiszpanii, przez którą głośno formułują przekaz do świata o swojej odrębności i autonomii regionu. Polityka odbija się także na stylu gry, jaki reprezentuje drużyna z Bilbao, mocno nacechowanego brutalnością, umiejętną grą w defensywie, kunktatorstwem, wyrachowaniem, opartego na przeszkadzaniu w swobodnym rozgrywaniu akcji przeciwnika – przekonali się o tym najwięksi, wśród nich Maradona. Chłodna kalkulacja wynagradza ograniczony wybór, w końcu niełatwo sklecić zespół walczący o mistrzostwo Hiszpanii, kiedy wybierasz z miliona obywateli, a ligowi potentaci wciąż pobierają ci zawodników na lewo i prawo. Co ciekawe Atletic pomimo swojej unikalnej ideologii nigdy nie wypadł poza najwyższy poziom rozgrywkowy, a do tego wyspecjalizował się w wygrywaniu Pucharu Króla, który wznosił ku niebu aż 24-krotnie m.in. dzięki swojemu systemowi gry idealnie sprawdzającemu się w pucharowych potyczkach. Tylko Barca ma ich więcej na koncie.
Finałowa bójka
– Maradona to idiota – pieklił się Javier Clemente, trener Atletiku. – Nie ma jaj, żeby powiedzieć mi to prosto w twarz – odgrażał się mu Maradona. Ta słowna przepychanka na łamach mediów podkręcała atmosferę przedmeczową – ostatniej okazji Katalończyków na odegranie się na Baskach za stracony sezon ligowy. Okazja nie byle jaka, bo w finale Pucharu Króla. 5 maja 1984 roku na Santiago Bernabéu atmosfera z minuty na minutę gęstniała coraz bardziej, ale kibice Atletiku postanowili dolać oliwy do ognia, wygwizdując przedmeczową minutę ciszy ku czci dwóch fanów Barcelony, którzy zginęli w wypadku samochodowym.
Ten mecz nie zapisał się w historii futbolu jako piękne widowisko – obfitował w nieczyste zagrania – a jako jedna z największych bijatyk, jaka kiedykolwiek miała miejsce. Adresat brutalnych fauli mógł być tylko jeden, po kolejnym z nich udręczony Maradona spiął się z baskijskim obrońcą José Núñezem, ten skierował znak wiktorii w jego kierunku, wynik końcowy brzmiał – Atletico 1 : 0 Barcelona. Po ostatnim gwizdku Diego był opętany wściekłością, wyładował całą swoją frustrację na rezerwowym Miguelu Angelu Soli, który wbiegł na murawę, ciesząc się z wygranej. Napastnik rzucił się na niego i szaleńczym kopniakiem w tors obalił go na ziemię. Stracił nad sobą panowanie, zaczął nokautować kolejnych zawodników łokciem, kolanem, czym tylko mógł – wywołało to bójkę rodem z ligi chuligańskiej. W rozróbę wmieszali się fotoreporterzy głodni najlepszych ujęć, policjanci rozdzielający zawodników i rezerwowi wspomagający kolegów.
Po meczu rzuciłem się na nich. Bili nas cały czas, zaczepiali, aż w końcu jeden z nich pokazał mi dwa palce i gówno wpadło w wentylator. Napieprzaliśmy się wszyscy na środku boiska – relacjonował zajście sam zainteresowany.
Królewskie pożegnanie
W Hiszpanii wybuchł ogromny skandal obyczajowy nie tylko przez to, że mecz śledził cały kraj, zajścia z loży stadionu obserwowała rodzina królewska. Maradona kajał się przed władcami za rozpoczęcie bijatyki, ale na nic zdały się przeprosiny. Związek zawiesił go na trzy miesiące, ale wyrok nie był prawomocny. Latem zamienił Barcelonę na Neapol, gdzie trafił za rekordowe na tamte czasy – 13 mln dolarów.
– Gdy zobaczyłem te sceny z bijącym się Maradoną i chaos, jaki wytworzył, uświadomiłem sobie, że nie może zostać w naszej drużynie – przyznał reprezentant wierchuszki Barcelony.
To był koniec Diego Maradony w Barcelonie, a może i zupełnie? W Neapolu stał się najlepszym piłkarzem świata, po przenosinach zdobył z Argentyną złoto na mundialu, wygrał dwa mistrzostwa Włoch, ale wpadł też w zatargi z Camorrą i utracił kontrolę nad uzależnieniem od białego proszku.