Umierające miasto wpłynęło do Serie A gondolą

autorstwa Jakub Starzyk, 3 lata temu

Kanały, mosty, renesansowa architektura, a więc wszystko, z czym turyście kojarzy się Wenecja. Wilgotne zacienione kamienice, powodzie, tłok, czyli zanikająca wizja lokalna, przez którą rocznie to zadeptane miasto opuszcza tysiąc osób. Promyk nadziei nadszedł w czasie zarazy, kiedy ruch turystyczny zamarł, kanały przejęła natura, a Venezia FC wróciła do Serie A po 19 latach.

Umierające miasto

Jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Wenecja przeżywa ten sam koszmar, co Barcelona, Kraków czy Rzym, które tracą to, co budowało ich historię. Jak szacuje gazeta „Avvenire” z miasta na wodzie dziennie uciekają średnio trzy osoby. Exodus z historycznych tkanek miejskich, kulturoznawczo nazywany gentryfikacją, rozpoczął się wraz z umasowieniem podróży – pojawieniem tanich linii podróży i potężnych statków wycieczkowych zatapiających Wenecję rok rocznie podnosząc lustro wody o kolejne centymetry. Proces nierozerwalnie połączony jest także z globalnym ociepleniem, wg Climate Central w 2050 roku Wenecja zostanie całkowicie zalana. Aby ochronić miasto przed zagładą, powstaje system zapór o nazwie MOSE „Mojżesz”, jednak przez włoską opieszałość i złożoność inwestycji przeciąga się w czasie.

Burzliwa historia

Venezia FC upadała i powstawała jak Feniks z popiołów – często jak żaden inny klub we Włoszech. Jej historia naznaczona jest bankructwami, skandalami, katastrofami i wielkimi postaciami, a mimo to tylko raz udało im się zdobyć Puchar Włoch oraz kilka mistrzostw niższych szczebli rozgrywkowych.

W 1987 roku do Venezii grającej w Serie C2 wkroczył milioner, włoski potentat budowlany, Maurizio Zamparini, który na przekór fanom zjednoczył dwa kluby zza miedzy – Venezię i Mestre. Wenecki zlepek w końcu w 98 roku zaowocował awansem do Serie A.

W 2000 roku Venezia spadła do Serie B, wracając po roku z Cesare Prandellim na ławce trenerskiej, którego po słabym starcie w elicie zwolnił Zamparini. Po sezonie znów spadli z ligi, z drużyny tylnymi drzwiami prysnął właściciel, a razem z nim 12 piłkarzy, przenieśli się do Palermo. Venezia po kilku latach ogłosiła upadłość i zniknęła z futbolowej mapy Italli na cztery lata, po nich rozpoczęła tułaczkę po niższych ligach od Lega Pro Prima Divisione, ligi regionalnej.

W roku 2015 z przyjściem Joe Tacopiny, amerykańskiego prawnika i przedsiębiorcy z przeszłością w zarządzie Romy, nastały lepsze czasy. Syn włoskich emigrantów odbudował klub, jego pierwszym krokiem w tym kierunku było ściągnięcie do Wenecji Filippo Inzaghiego, który po nieudanym okresie w Milanie zrobił dwa kroki wstecz, dołączając do klubu grającego o awans do Serie B.

W końcu w 2018 roku stery w klubie przejął Duncan Niederauer, amerykański biznesmen, który postawił przed sobą ambitny cel – awans do Serie A. Udało się szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Po wygranym barażu z Cittadelą awans do elity stał się faktem. Venezia wróciła do niej po 19 latach. Gola na wagę awansu zdobył Riccardo Bocalon, urodzony kilkanaście minut drogi od stadionu Venezii.

Przed startem nowego sezonu zarząd weneckiego klubu ma ręce pełne roboty. Stadion w Wenecji to drugi najstarszy obiekt w lidze, położony na wyspie Sant’ Elena, na którą nie da się dojechać samochodem, można natomiast przypłynąć lub dojść plątaniną wąskich uliczek. Problemem pozostaje dopasowanie tych tymczasowo wybudowanych trybun do i tak zaniżonych wymogów Serie A.

Trwa walka z czasem, aby zwiększyć pojemność od 7,5 tysiąca do (wymaganych w 1. lidze) 12 tysięcy. Ważną kwestią pozostaje dobór oświetlenia nadającego się do międzynarodowych transmisji telewizyjnych. Jeśli nie uda się do września (do tego momentu rozegrają cztery ligowe kolejki na wyjeździe), klub przeniesie się do Ferrary. Tymczasowość otaczająca stary wenecki stadion wynika z planów nowego właściciela, chcącego wybudować nowy stadion, już na stałym lądzie, ale przez zalew problemów pandemicznych plany budowy nowej areny zostały odsunięte na bok.

Ancora vivo

Pandemia pokazała, które części miasta należą do mieszkańców, a które stały się tylko miasteczkiem rozrywki dla przyjezdnych. 28 maja „Laguńczycy” urządzili sobie plac zabaw w jednym z kanałów, do którego wskoczył właściciel, zawodnicy i fanatyczni fani świętujący awans.

Przy okazji meczów lokalna społeczność skupiająca się wokół barów otaczających weneckie place budzi się do życia. Kelnerzy, boje hotelowi, sklepikarze, gondolierzy, kucharze – dla nich przyszłość miasta rysuje się w barwach czarno-zielono-pomarańczowych, przynajmniej przez kolejny sezon Serie A.